poniedziałek, 16 stycznia 2012

Wraaaaacam

Kolejny powrót smoka. Teraz już na zawsze. Mam motywację. Dzisiaj zaiskrzyło na uczelni. Dziwny moment, między kolokwium z kjp a kolokwium z łaciny J

Muszę gdzieś coś z siebie wylać.

Najczęściej powtarzane przez nas zdanie to: „Studiowania się zachciało”. No i tak. Sesja w toku, yerba mate i uczenie się po nocach. Czujecie ten klimat?

Zanim jednak TU trafiłam , trochę sobie namieszałam w życiu.
Od liceum wmawiałam sobie i innym, że geografia to jest to. TO MOJE ŻYCIE. I będę to studiować. Będę podróżować, będę uczyć dzieci w szkole, będę człowiekiem z pasją. Lubiłam otaczać się mapami, książkami Beaty Pawlikowskiej, kompasami, pocztówkami i innymi pierdołami, które mnie pozytywnie nakręcały.  W gimnazjum miałam super nauczycielkę, w liceum nie miałam takiego szczęścia. Musiałam uczyć się ciągle w domu, żeby zdać rozszerzoną maturę na przyzwoitym poziomie. Nie wyszło, spodziewałam się lepszego wyniku, wręcz ją zawaliłam. Marzyłam, żeby studiować na UW. Przy rekrutacji okazało się, że zdawałam o jeden przedmiot za mało i geografię szlag trafił. Runął świat. Obwiniałam się za to, że nie sprawdziłam dokładniej zasad rekrutacji, że się bardziej tym nie interesowałam. Nie miałam planu awaryjnego, bo byłam przekonana, że wszystko mi się sprawdzi. Miały miejsce sceny dantejskie – od płakania nad vademecum do geo, po niszczenie zeszytów. Jednak trzeba było się szybko ogarnąć i wybrać inny kierunek. Padło na filologię polską. Dlaczego? Trochę pod naciskiem, trochę z lenistwa, trochę pod wpływem otaczającej beznadziejności, trochę bo lubiłam polski. I całkiem przypadkiem zdawałam go na maturze. Tak wylądowałam na moim UW. Ludzie super, miejsce super, klimat super. Ale ja myślami byłam ciągle na wydziale geografii. I cholerny żal, BO MOGŁO SIĘ UDAĆ. Depresyjne myśli dawały sobie mocno znać. A to poznałam dziewczynę z geografii, która mi  naopowiadała, jak tam jest cudowanie, a to ogun z geografii rozwoju (który sobie sama wybrałam). Był moment, że chciałam zrezygnować ze studiów. Jednak po bliższym poznaniu mojego wydziału i innych polonistycznych rzeczy mimowolnie uległam jego urokowi. I nawet jeśli mamy zapierdol i tysiące książek do przeczytania na tydzień, to czuję teraz, że jestem we właściwym miejscu, we właściwym czasie. TO JEST TO. Geo to hobby i tylko hobby. Mimo ,że nie zostanę nauczycielką jak mama (ale szczerze ją podziwiam) to będę robić to co chcę. Będę pracować w wydawnictwie albo przy korekcie książek, bo zrozumiałam, że uwielbiam książki. Uwielbiam się nimi otaczać, czytać, dotykać, wąchać i czuć. Niesamowite jest to, z jaką łatwością zastępują mi towarzystwo ludzi. Fakt, czasem się izoluję, ale mi to pasuje. Uczęszczanie na spotkania Fantastycznych jest moim motorem napędowym do działania. Nigdy nie pogardzę rozmową o książkach, więc do reszty jeszcze nie zdziczałam J Ale tak będzie. Mam plan. Ja będę wydawać książki, a WY będziecie je kupować i wszyscy będą zadowoleni.
Jupiiiii J

2 komentarze:

  1. Też lubię książki, ogromnie cieszy mnie ich różnorodność i tak sobie myślę, że bez nich strasznie ubogi byłby nasz świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemijanie! Cieszę się, że ciągle tu jesteś :) Czuję dokładnie tak samo.

      Usuń