środa, 26 sierpnia 2009
Koncert Radiohead
- Która godzina?
- 21:03
- Czyli już zaczęli...
A telewizja woli nadawać kolejne odcinki Mody na sukces i reszty super-produkcji. No po prostu was kocham.
Za kolejne 15 lat to ja będę po 30... ajajaj.
poniedziałek, 24 sierpnia 2009
Turniej Rycerski Herbu Doliwa, czyli festyn w Liwie
W Liwie znajduje się zamek-zbrojownia, który zasłynął w okolicy już w średniowieczu. Został zbudowany na brzegu Liwca w XV wieku. Jego fundatorem był Janusz I Starszy. Głównym zadaniem zamku była obrona przeprawy przez Liwiec. Zasłynął on także w powstaniu listopadowym - Bitwa pod Liwem.
Więcej informacji na stronie zamku:
http://www.liw-zamek.pl/index.php?page=news
Dwa razy w roku organizowane są tu duże festyny historyczne, jeden w czerwcu, a drugi w sierpniu. Ja byłam na tym drugim, który odbywał się 23 sierpnia i nie żałuję. Było po prostu super - inscenizacja bitwy, pojedynki rycerzy, pokazy konne, konkursy, inscenizacja z ogniem... itd.
Cały czas leciała muzyka z filmu "Piraci z Karaibów" co imprezie dodawało niesamowitego uroku. Co chwila przechodzili koło ciebie ludzie ubrani jak ze średniowiecznego miasteczka. Dookoła placu znajdowały się kramy z wyrobami z bursztynu, skóry, drewna, gliny itp. oraz całe tony KORALIKÓW. Dla mnie raj :))) Można było postrzelać sobie z łuku i kuszy, albo zamknąć natrętnego sąsiada w dybach (lub brata - wersja dla mnie :)
W zamku znajduje się muzeum historyczne z wystawą broni i zbroi rycerskich. Można wejść na wieżę lub zwiedzić lochy - "Tylko dla odważnych" :) Poszłam tam z bratem z myślą ujrzenia wielkich, włochatych pająków. Ciemno jak w trumnie, nie widać nikogo i niczego, słychać tylko ciche szepty ludzi. Na końcu tunelu widać światło, więc idę za tłumem. Pod ścianą na krześle siedzi sobie gostek ubrany w taką niby-zbroję. Wszystko fajnie tylko, że kości mu było widać :D
Oczywiście wygrana naszych i księżniczka dla bohatera:
Czołem dzielni rycerze! :D
Więcej informacji na stronie zamku:
http://www.liw-zamek.pl/index.php?page=news
Dwa razy w roku organizowane są tu duże festyny historyczne, jeden w czerwcu, a drugi w sierpniu. Ja byłam na tym drugim, który odbywał się 23 sierpnia i nie żałuję. Było po prostu super - inscenizacja bitwy, pojedynki rycerzy, pokazy konne, konkursy, inscenizacja z ogniem... itd.
Cały czas leciała muzyka z filmu "Piraci z Karaibów" co imprezie dodawało niesamowitego uroku. Co chwila przechodzili koło ciebie ludzie ubrani jak ze średniowiecznego miasteczka. Dookoła placu znajdowały się kramy z wyrobami z bursztynu, skóry, drewna, gliny itp. oraz całe tony KORALIKÓW. Dla mnie raj :))) Można było postrzelać sobie z łuku i kuszy, albo zamknąć natrętnego sąsiada w dybach (lub brata - wersja dla mnie :)
W zamku znajduje się muzeum historyczne z wystawą broni i zbroi rycerskich. Można wejść na wieżę lub zwiedzić lochy - "Tylko dla odważnych" :) Poszłam tam z bratem z myślą ujrzenia wielkich, włochatych pająków. Ciemno jak w trumnie, nie widać nikogo i niczego, słychać tylko ciche szepty ludzi. Na końcu tunelu widać światło, więc idę za tłumem. Pod ścianą na krześle siedzi sobie gostek ubrany w taką niby-zbroję. Wszystko fajnie tylko, że kości mu było widać :D
Oczywiście wygrana naszych i księżniczka dla bohatera:
Czołem dzielni rycerze! :D
środa, 19 sierpnia 2009
Dziecko szczęścia
W niedzielę pojechaliśmy do Kodnia - mała miejscowość znajdująca się na Podlasiu na granicy Polsko-Białoruskiej. Niecałe 170km. od Warszawy i znowu w dwa samochody :) W sumie pokonaliśmy prawie 400km. Gps dał plamę...
W Kodniu znajduje się Sanktuarium Matki Boskiej Kodeńskiej ze słynnym obrazem Matki Boskiej, który ukradł(?) z Rzymu Mikołaj Sapieha.
W ogrodach koło sanktuarium poznaliśmy miejscowego strażnika Reksia, który z radością zjadł mojego podpłomyka :D
Gdy kobiety szukały toalety mężczyźni udali się na spacerek... Poszłam z nimi, bo to wydawało się o niebo ciekawsze :D Gdy przyjechaliśmy tu rano nie spodziewałam się, że będziemy tak blisko granicy. Idziemy, idziemy... a to co?!
Przyjrzyjmy się bliżej...
No tak. Czyżby granica? I dziecko uwierzyło... Podekscytowało się, że jest na granicy. Zaczęło skakać koło słupka krzycząc "Polska! Białoruś! Polska! Białoruś!" a ludzie gapili się z politowaniem. Nikt nie chciał przerwać mu tej pięknej chwili. Jak niewiele potrzeba do szczęścia :D Pobiegło dalej... aż dobiegło do rzeki... no tak, to Bug. Zaczęło rozglądać się za snajperami, którzy mogli pochować się w krzakach, żeby złapać niewinną dziewczynę bez paszportu. Oj tam, uciekło by. Głupie dziecko, gdyby uważało na geografii widziałoby, że BIAŁORUŚ ZACZYNA SIĘ ZA BUGIEM!!!!!!!! I przeżyło wielki szok, gdy wróciło do domu i spojrzało na mapę... :DD
Sanktuarium od tyłu...
Po drodze zajrzeliśmy do Kostomłotów, gdzie znajduje się piękna, drewniana cerkiew. Zdjęć w środku nie można było robić, ale jak się nie słucha to tak jest. Tak, tak, dziecko zrobiło i to nie jedno. Facet cudem nie widział. Wychodzimy z cerkwi:
- A na zewnątrz można robić zdjęcia? - ciocia
- Tak, oczywiście. - facet
- Ale jak to... w środku nie można było robić zdjęć? - ja
- Pewnie, ze nie. - wujek
- ?? A ja robiłam... - ja
- W środku robiłaś? - wujek
- No tak i to nie jedno... - ja
- Nie widział? - wujek
- Raczej nie... - ja
- Musisz oddać mu aparat skoro robiłaś zdjęcia. Jest zakaz. - wujek
- Jak oddać?? - ja
- Oddać!!
- Taa jasne - ja
- No tak. Idź! - wujek
- Nie oddam! - ja
Dlatego zdjęć z środka nie opublikuję! :D
Wracaliśmy...
szyba otwarta prawie na całego, a głowa oczywiście za szybą, żeby zdjęcia lepiej wyszły... a na głowie szopa. Taka jazda mi się podoba :D
Krajobraz niczym się nie różni od tego na Mazowszu. Przeklęta równina :D
Kierunek: dom.
W Kodniu znajduje się Sanktuarium Matki Boskiej Kodeńskiej ze słynnym obrazem Matki Boskiej, który ukradł(?) z Rzymu Mikołaj Sapieha.
W ogrodach koło sanktuarium poznaliśmy miejscowego strażnika Reksia, który z radością zjadł mojego podpłomyka :D
Gdy kobiety szukały toalety mężczyźni udali się na spacerek... Poszłam z nimi, bo to wydawało się o niebo ciekawsze :D Gdy przyjechaliśmy tu rano nie spodziewałam się, że będziemy tak blisko granicy. Idziemy, idziemy... a to co?!
Przyjrzyjmy się bliżej...
No tak. Czyżby granica? I dziecko uwierzyło... Podekscytowało się, że jest na granicy. Zaczęło skakać koło słupka krzycząc "Polska! Białoruś! Polska! Białoruś!" a ludzie gapili się z politowaniem. Nikt nie chciał przerwać mu tej pięknej chwili. Jak niewiele potrzeba do szczęścia :D Pobiegło dalej... aż dobiegło do rzeki... no tak, to Bug. Zaczęło rozglądać się za snajperami, którzy mogli pochować się w krzakach, żeby złapać niewinną dziewczynę bez paszportu. Oj tam, uciekło by. Głupie dziecko, gdyby uważało na geografii widziałoby, że BIAŁORUŚ ZACZYNA SIĘ ZA BUGIEM!!!!!!!! I przeżyło wielki szok, gdy wróciło do domu i spojrzało na mapę... :DD
Sanktuarium od tyłu...
Po drodze zajrzeliśmy do Kostomłotów, gdzie znajduje się piękna, drewniana cerkiew. Zdjęć w środku nie można było robić, ale jak się nie słucha to tak jest. Tak, tak, dziecko zrobiło i to nie jedno. Facet cudem nie widział. Wychodzimy z cerkwi:
- A na zewnątrz można robić zdjęcia? - ciocia
- Tak, oczywiście. - facet
- Ale jak to... w środku nie można było robić zdjęć? - ja
- Pewnie, ze nie. - wujek
- ?? A ja robiłam... - ja
- W środku robiłaś? - wujek
- No tak i to nie jedno... - ja
- Nie widział? - wujek
- Raczej nie... - ja
- Musisz oddać mu aparat skoro robiłaś zdjęcia. Jest zakaz. - wujek
- Jak oddać?? - ja
- Oddać!!
- Taa jasne - ja
- No tak. Idź! - wujek
- Nie oddam! - ja
Dlatego zdjęć z środka nie opublikuję! :D
Wracaliśmy...
szyba otwarta prawie na całego, a głowa oczywiście za szybą, żeby zdjęcia lepiej wyszły... a na głowie szopa. Taka jazda mi się podoba :D
Krajobraz niczym się nie różni od tego na Mazowszu. Przeklęta równina :D
Kierunek: dom.
poniedziałek, 10 sierpnia 2009
A znacie wy Ryszarda?
Fotografia kręci mnie odkąd pamiętam. Od niedawna pojawiła się myśl żeby wiązać z tym swoją przyszłość, ale to może się jeszcze zmienić :D Na razie mój Ryszard (tak naprawdę to nie tylko mój) działa bez zarzutu. Ryszard to cyfrówka kupiona rok temu. Tylko, że ja właśnie od roku marzę o lustrzance Ryszardzie. Nikon d5000 to mój typ :D Bardzo podobają mi się zdjęcia czarno-białe. Mają swój klimat. Ryszard jeździ ze mną wszędzie i są takie zdjęcia, których pozazdrościła by mu niejedna lustrzanka :D Nie jest źle.
Na Litwie byliśmy tylko dwa dni. W dwa samochody. Trzy rodziny. ok 450km do Wilna. 5h jazdy w jedną stronę. Wrażenia niesamowite :D
A Jantar jak zwykle na nas czekał...
pajac jeden :D
Na Litwie byliśmy tylko dwa dni. W dwa samochody. Trzy rodziny. ok 450km do Wilna. 5h jazdy w jedną stronę. Wrażenia niesamowite :D
A Jantar jak zwykle na nas czekał...
pajac jeden :D
niedziela, 9 sierpnia 2009
Kończę z tym
Pisanie mi nie idzie. Taka prawda :D Skoro nie potrafię się zmobilizować i napisać coś sensownego nawet raz na tydzień (a pisanie raz na miesiąc to przesada) to tymczasowo "się zawieszam" :D Od tej pory wstawiam jedynie zdjęcia, bo tak naprawdę fotografowanie bardziej mnie fascynuje niż pisanie :D Jeśli ktoś liczył na ciąg dalszy moich przepięknych opowieści to przepraszam, ale musisz poczekać. Postaram się kiedyś to dokończyć. Gdy przybędzie kochana wena :D
A teraz na dobry początek...
wstęp do Litwy...
a c.d. już wkrótce :D
A teraz na dobry początek...
wstęp do Litwy...
a c.d. już wkrótce :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)