środa, 10 czerwca 2009

Zakopane Maj 2009 czyli misja "kupić jak najwięcej koralików"

- Nie jedziesz. Jesteś w górach co roku. Po co jechać znowu w to samo miejsce?
- Bo ja lubię chodzić po górach! Zresztą... KORALIKI!!!
- ???
- I tak pojadę!

Haa pojechałam. Wycieczka się udała, z czystym sumieniem potwierdzam. Byłam we wszystkich miejscach, które zwiedzaliśmy, już wcześniej i gucio mnie to obchodzi. Miło było znowu się tam znaleźć :) Zresztą, to nie to samo pojechać ze klasą co z rodzicami, nie? No dobra, zacznijmy od początku.

24 maja
Pakowanie rozpoczęło się w środę a skończyło w niedzielę wieczorem. Gdzie tam długo. Normalne. Wielka zielona torba stała przy łóżku a ja się zastanawiałam, czy wszystko spakowane. Przez całą niedzielę (warto dodać, że imieniny były, zapomniało się, hę?) nasłuchałam się, jakie to wypadki są w górach, że ludzie spadają z Kasprowego Wierchu, że faceta zabierał helikopter itp. Dzięki, moje samopoczucie się znacznie poprawiło.

- Ty weź tam uważaj, trzymaj się córcia i nie zleć!
- Myśli babcia, że ja mam ochotę spaść z takiej górki?
- A po co ty tam w ogóle jedziesz? Znowu w góry? Wszystko widziałaś już...
- No jak to po co... po KORALIKI! :D (cholera, ja na Rysach nie byłam! Co mi tu babcia gada, że wszędzie byłam?)

Kapelusz? Jest! Aparat? Jest! „Gringo”? Jest! Harmoszka? Jest! Dobra, jedziemy.

25 maja
Pobudka godz. 3:00. Ledwo żywa wkładam ubranie. Co to za godzina w ogóle? Gdzie kapelusz, kuurde!? Dobra, jest. A ty co pasożycie, nawet nie pożegnasz się z siostrą? Podły hipokryta, zapomnij o koralikach.
Godz. 3:45 już na PKS-ach. Ludzie bardzo powoli się schodzą. Nagle podjeżdża autokar i wszyscy jak jeden mąż - buum do środka. I tak wyjechaliśmy dokładnie o godz. 4:30. Fajnie. Podróż trwała do ok. godz. 13:00. Po drodze nic ciekawego, no może fakt, że spotkaliśmy „białoruską mafię, która nie myje nóg” :)
Pensjonat miał się mieścić w Zakopanem. Potem się okazało, że jest na obrzeżach. Wjeżdżamy w jakąś ulicę i słyszę głos „Za chwilkę będziemy na miejscu!”. Wszyscy z nosami wlepionymi w okna. Jeden sklep, drugi sklep. Oo jest dobrze, jest dobrze. Mijamy pizzerię. Coraz lepiej, coraz lepiej. Nagle wynurza się naszym oczom wielki, czerwony Mc Donald’s. Yeeah, to raj! :D Miejsce fantastycznie ulokowane :) A pensjonat niczego sobie. Duży, pokoje z balkonami (bez reklamy oczywiście) Szybkie rozpakowanie, obiad i dawaj w góry. Jeszcze dzień bez przewodnika, więc idziemy sami na... Gubałówkę. „No baa, podjedziemy autokarem”. Gdzie tam. Całe 4km. za... szliśmy pod górę, aż doszliśmy pod Gubałówkę. Nieźle zmęczeni stanęliśmy koło wejścia.

- Psze Pani wjeżdzamy kolejką oczywiście?
- Oczywiście, że... NIE!

No i szliśmy. Co to jest wejść pod Gubałówkę, nie? Ja chcę na Rysy wejść przecież. Po jakichś 200m. zaczęłam wyklinać się w duchu, czemu nie pojechałam nad morze. Nogi bolały, słońce parzyło a „trenerki” popędzały. No i super. Na serio, może wstyd się przyznać, ale ja weszłam tam ostatkiem sił :) Uznałam to jako małą rozgrzewkę. Widoki były piękne. Giewont częściowo przysłonięty chmurami, a słońce już coraz niżej na horyzoncie. Wtedy naprawdę poczułam, że jestem w górach. Przestałam żałować, że przyjechałam. Po „koralikowych zakupach” zaczęliśmy schodzić, co było o wiele ciekawsze. Zeszliśmy chyba z 5 razy szybciej niż zajęło nam samo wejście. Takie wyścigi, kto pierwszy na dole. Oczywiście nie obyło się od kilku bolesnych upadków :) A potem... co by to była za wizyta w Zakopanem, bez odwiedzenia Krupówek? No pewnie, że tak się nie da. Poczułam się jak w raju. Stragany drewna, krucafuks, po prostu gdzie nie spojrzałaś tam koraliki, koraliki, koraliki! Piękne :D Bzik totalny na tym punkcie jest, ale nie ma co się dziwić! To rodzinne. Zresztą, ja z Olką zakładamy firmę i będziemy je produkować :) Wróciliśmy tą samą drogą do pensjonatu, na piechotkę, wymęczeni, głodni, spragnieni i zadowoleni (przynajmniej ja:) z zakupów. Dzień był naprawdę udany. Mało zwiedziliśmy, bo po tak długiej jeździe ciężko było coś jeszcze zobaczyć. A jutro co będzie? Tego nikt jeszcze nie wiedział. Do ostatniej chwili była to wielka tajemnica. Wieczorem dowiedzieliśmy się czegoś strasznego...

- Nie wejdziemy ani na Kasprowy Wierch ani do Doliny Pięciu Stawów. Morskie Oko też odpada.
- Ej noo, dlaczego? Żartujesz?!

Ciekawie się zapowiada ta wycieczka...

c.d.n.