
18 sierpnia
Ostatni dzień naszej wizyty zapowiadał się pięknie. Spakowaliśmy rzeczy na minimum, bo czasu wolnego mieliśmy tylko do 16.00. Pociąg do Warszawy odjeżdżał z Zakopanego o godz. 21.45, ale chcieliśmy jeszcze trochę czasu spędzić w Bukowinie. A ja miałam zamiar pójść ostatni raz na klin :) Taka podróż w nocy pociągiem ma też swoje dobre strony – zasypiasz w Zakopanem a budzisz się już w stolicy.
Ten dzień mieliśmy spędzić w samych Tatrach. Pieniny sobie odpuściliśmy. Pojechaliśmy autobusem (najwięcej kasy w czasie całej podróży poszło oczywiście na autobusy) do Zakopanego, a potem do Palenicy. Z tego miejsca wyruszaliśmy do Morskiego Oka w wakacje 04’. Miło byłoby znowu tak zawitać :) No tak, ale gdzie zmierzamy? A no na Rusinową Polanę. Baaardzo lubię to miejsce. Tu wszystko jest inne. Mam wrażenie, że czas zatrzymuje się w miejscu. Siedzisz sobie na drewnianych belach lub ogromnych kamieniach, wokoło piękne widoki, stada łowiecek, bacówki i psy pasterskie... Magia tego miejsca ciągnie mnie jak magnes i chciałabym wracać tu co roku. Szlak jest prosty i wygodny. Po ok. 1,5h byliśmy na miejscu. Twarz sama się śmiała na widok gór (trasa biegła głównie lasem) „To Rysy? Tak, Rysy poznaję. A tam? To musi być Gerlach. No przecież poznaję! Co ty gadasz! Stawiam batona, że to Hawrań!” – tak się zaczęła rozmowa, gdy w końcu usiedliśmy. „A może wejdziemy na Gęsią Szyję?” „Niee, posiedźmy tak. Czy musimy zawsze i wszędzie się tak spieszyć? Nie wierzę, że nie jest wam tak dobrze” – od razu posypały się argumenty. Na Gęsiej Szyi byliśmy już raz. A z tym pośpiechem to była prawda. Co roku tak jest, żeby jak najwięcej rzeczy zobaczyć, żeby nogi jak najbardziej bolały. Może to jest i dobre, ale tu było tak fajnie. Na Rusinowej Polanie leżysz na trawie nie myśląc o niczym, nawet że jutro już będziemy w Zwsnie. Tam gdzie nie ma nawet jednego, małego, przeklętego pagórka...!

Następnie udaliśmy się do kaplicy M.B Jaworzyńskiej, która znajduje się przy Rusinowej Polanie. Akurat zaczynała się msza święta. Ksiądz był w przepięknym stroju góralskim, a tak dokładnie miał tylko pelerynę. Wyglądał jak średniowieczny książę :) Kaplica znajduje się w lesie, cała jest drewniana. Za nią jest małe źródełko. A turystów co nie miara :)

Na tym skończyła się nasza wyprawa. Wróciliśmy do Zakopanego, by jeszcze chwilę po Krupówkach połazić a potem do Bukowiny. A no na klinie jeszcze zdążyłam być :)
Ten niecały tydzień w górach, był najfajniejszym czasem moich całych wakacji. Tyle się zwiedziło, zobaczyło... Tyle się nie zapomni :) Zwłaszcza akacji z aparatem :)
Plany na następne wakacje już mam. Może Ameryka Południowa, Brazylia, Meksyk, Argentyna, a potem do Hiszpanii, po drodze Portugalia... A tak na serio to jeśli się uda znowu pojechać w Tatry, to może Rysy... kto wie :) Chciałabym też pojechać tam, gdzie jeszcze nie byłam, czyli w Bieszczady albo na Mazury :) Może się też okazać, że nie pojadę nigdzie... ale pomarzyć można :) Jedno jest pewne - ostatni tydzień maja z klasą znowu w Zakopcu :)
Coraz mniej się pisze, bo chyba wena i pomysły się kończą. Ale mam coś jeszcze w kieszeniach... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz