niedziela, 22 marca 2009

PIENINY 2007 part 4 koniec

Przyszły mi do głowy dwie myśli. Czekać przy wyjściu z terenu zamku lub wrócić do muzeum, a nuż się zatrzymali na dłużej. Wybrałam tą drugą opcję. Wróciłam i obeszłam wszystko jeszcze raz. Znalazłam ich przy ostatnim samochodzie. „Gdzieś ty była?!” „Eee... no tam wcześniej się zatrzymałam...”. Jakoś nie miałam ochoty się przyznać do owego „zgubienia”, bo wyszło to strasznie głupio i nieźle się wystraszyłam. Oczywiście poszliśmy potem na lody :) Następnie autobusem wróciliśmy do Zakopanego.

18 sierpnia
Ostatni dzień naszej wizyty zapowiadał się pięknie. Spakowaliśmy rzeczy na minimum, bo czasu wolnego mieliśmy tylko do 16.00. Pociąg do Warszawy odjeżdżał z Zakopanego o godz. 21.45, ale chcieliśmy jeszcze trochę czasu spędzić w Bukowinie. A ja miałam zamiar pójść ostatni raz na klin :) Taka podróż w nocy pociągiem ma też swoje dobre strony – zasypiasz w Zakopanem a budzisz się już w stolicy.
Ten dzień mieliśmy spędzić w samych Tatrach. Pieniny sobie odpuściliśmy. Pojechaliśmy autobusem (najwięcej kasy w czasie całej podróży poszło oczywiście na autobusy) do Zakopanego, a potem do Palenicy. Z tego miejsca wyruszaliśmy do Morskiego Oka w wakacje 04’. Miło byłoby znowu tak zawitać :) No tak, ale gdzie zmierzamy? A no na Rusinową Polanę. Baaardzo lubię to miejsce. Tu wszystko jest inne. Mam wrażenie, że czas zatrzymuje się w miejscu. Siedzisz sobie na drewnianych belach lub ogromnych kamieniach, wokoło piękne widoki, stada łowiecek, bacówki i psy pasterskie... Magia tego miejsca ciągnie mnie jak magnes i chciałabym wracać tu co roku. Szlak jest prosty i wygodny. Po ok. 1,5h byliśmy na miejscu. Twarz sama się śmiała na widok gór (trasa biegła głównie lasem) „To Rysy? Tak, Rysy poznaję. A tam? To musi być Gerlach. No przecież poznaję! Co ty gadasz! Stawiam batona, że to Hawrań!” – tak się zaczęła rozmowa, gdy w końcu usiedliśmy. „A może wejdziemy na Gęsią Szyję?” „Niee, posiedźmy tak. Czy musimy zawsze i wszędzie się tak spieszyć? Nie wierzę, że nie jest wam tak dobrze” – od razu posypały się argumenty. Na Gęsiej Szyi byliśmy już raz. A z tym pośpiechem to była prawda. Co roku tak jest, żeby jak najwięcej rzeczy zobaczyć, żeby nogi jak najbardziej bolały. Może to jest i dobre, ale tu było tak fajnie. Na Rusinowej Polanie leżysz na trawie nie myśląc o niczym, nawet że jutro już będziemy w Zwsnie. Tam gdzie nie ma nawet jednego, małego, przeklętego pagórka...! Zbliżało się południe. Słońce dopiekało coraz mocniej. Dopiero tutaj mogę stwierdzić, że wiem co to cisza. Po jakimś czasie wstałam i zaczęłam robić fotki. W tych samych miejscach roku, ale mi to nie przeszkadza. Niby góry się nie starzeją, ale ktoś inny tak :) Psy pilnujące łowiecek były identyczne z wyglądu do Jantara. A było ich pełno. W bacówkach można było sobie kupić np. żętycę, lub inne świństwo tzn napój, albo oscypki ipt. Chodząc po kamieniach doszłam do wniosku, że dobrze że nie mieszkam w górach. Bardziej doceniam to, że mogę tu wrócić co roku (i to nie zawsze), że nie mam tego na co dzień i dlatego każda chwila jest taka piękna. Ludzie przyjeżdżają w okolice gdzie mieszkam i gadają „W jakim ty pięknym miejscu mieszkasz! Och, ach, och...’’ „A co tu pięknego? Rzeka, pola, łąki... A ty gdzie mieszkasz” „Tam, gdzie zamiast wijącej się rzeki, są rzeki ulic. Gdzie zamiast lasu drzew, są lasy bloków. Tam nie ma kwitnących, kolorowych łąk, lecz kilometrowe korki, kolorowych samochodów” „Wiesz, to ja ci nie zazdroszczę...”.
Następnie udaliśmy się do kaplicy M.B Jaworzyńskiej, która znajduje się przy Rusinowej Polanie. Akurat zaczynała się msza święta. Ksiądz był w przepięknym stroju góralskim, a tak dokładnie miał tylko pelerynę. Wyglądał jak średniowieczny książę :) Kaplica znajduje się w lesie, cała jest drewniana. Za nią jest małe źródełko. A turystów co nie miara :)
Na tym skończyła się nasza wyprawa. Wróciliśmy do Zakopanego, by jeszcze chwilę po Krupówkach połazić a potem do Bukowiny. A no na klinie jeszcze zdążyłam być :)
Ten niecały tydzień w górach, był najfajniejszym czasem moich całych wakacji. Tyle się zwiedziło, zobaczyło... Tyle się nie zapomni :) Zwłaszcza akacji z aparatem :)
Plany na następne wakacje już mam. Może Ameryka Południowa, Brazylia, Meksyk, Argentyna, a potem do Hiszpanii, po drodze Portugalia... A tak na serio to jeśli się uda znowu pojechać w Tatry, to może Rysy... kto wie :) Chciałabym też pojechać tam, gdzie jeszcze nie byłam, czyli w Bieszczady albo na Mazury :) Może się też okazać, że nie pojadę nigdzie... ale pomarzyć można :) Jedno jest pewne - ostatni tydzień maja z klasą znowu w Zakopcu :)

Coraz mniej się pisze, bo chyba wena i pomysły się kończą. Ale mam coś jeszcze w kieszeniach... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz